W Garage House na święta
Po trzech trudnych miesiącach wróciłam! Ostatni pobyt w Polsce upłynął pod znakiem mojej obrony, jednak tym...
To były moje pierwsze słowa wypowiedziane po wylądowaniu w Krakowie. Kupując na lotnisku wodę, wszystkie pieniądze z mojej portmonetki wysypały mi się na podłogę. Niezgrabnie, z dwiema walizkami i plecakiem, zaczęłam zbierać pieniążki z podłogi, przepraszając ludzi stojących dookoła. Ich spojrzenia były bardzo surowe, zdawały się mówić- „żadne mi tu pardon, w Polsce jesteśmy, światowa się znalazła!” Tak oto chłodno i niechętnie przywitałam się z Polską po kolejnych 4 miesiącach we Francji.
Jestem już miesiąc w Polsce i już za kilka dni lecę do Paryża, by tam (cudem) biegiem zdążyć na ostatni pociąg do Lyonu. Mój pobyt w Polsce okazał się przyjemną mieszanką spotkań z bliskimi i moją przyszywaną rodziną, która zawsze na mnie tutaj czeka i dopinguje każdy mój krok. Wiele przyjemnych spotkań i wieczorów w Garage House, dużo kwiatów, prezentów i mojego kucharzenia.
Nie potrafię uwierzyć, że to życie w Garage płynie dalej beze mnie, że tak łatwo potrafi mnie wciągnąć, kiedy wracam z Francji. Już na następny dzień, parząc kawę odnajduję ukochane talerzyki, odkurzam nieużywane filiżanki, zmieniam zasłony i upiększam to osierocone mieszkanie. Przez ten miesiąc opadłam tak miękko w rutynę tego miasteczka. Targ rano w sobotę, truskawki u Pani na lewo, chleb kresowy do odbioru po czwartej. Do tego jazda moim ukochanym mercedesem, kawki i herbaty u Uli i czekanie na S, który wróci jutro, albo pojutrze. Myśl, że za chwilkę wyjeżdżam, że zostawiam to miejsce na kolejne dwa miesiące, jakoś mnie rozrywa. Tęsknię za Francją, za ukochaną Evghenią, za klimatem miejsca, w którym mieszkam, za nonszalancją tego kraju. Jednocześnie doskonale wiem, że będę musiała poświęcić kolejny rok, może dwa by móc wyrazić się, spełnić i oddać wszystko, co chcę przekazać w tym języku. To chyba to, czego najbardziej brakuje mi w życiu za granicą. To, że ulubione żarciki językowe i kalki, które we mnie wrosły, tam nie działają. Tam mówię jak przedszkolak, operuję przecież podobną składnią i słownictwem…
Aby zarazić Was troszkę klimatem tego miesiąca, wrzucam tutaj kilka zdjęć, kilka chwil z mojego życia. Kto śledzi Patisona na Instagramie, zna większość z nich :)
Wiejska sielanka, którą mamy w Garage House była dla mnie tak egzotyczna!
Spacery po Gruwaldzie, czyli wzgórzu w Chełmku, przy którym mieszkam. Takie kwiatki zaledwie 2 minuty ode mnie :)
Tak się kosi trawę z miłością :)
Ozdabianie i dekorowanie Garage House stałą się taką przyjemnością.
W Boże Ciało na ulicy Bożego Ciała w Krakowie.
Fanaberie uniwersytetu śląskiego ciągle trwają. Jestem tam prawie codziennie i szukam ważnych profesorów, którzy są najczęściej zbyt ważni by odpisać na maila. Zamiast tego kochają wieszać takie oto, kompletnie nieczytelne karteczki…
Kocham plamy. Coca-cola wylana na drewnianą pomalowaną na czarno podłogę. Plamy zawsze mają mi coś do przekazania. Pamiętacie idealną plamę w kształcie Polski, która cztery miesiące temu wzywała mnie do Polski?(Tutaj, na dole:)) Ta przedstawia moją minę za każdym razem, kiedy odwiedzam dziekanat…
Andżelika, czyli mój ukochany kot Uli. Mówię Wam, ona nosi perły…
Okienko czarodziejki Uli.
„Wyszalej się, ale wróć”
Coraz większą przyjemność czerpię ze zwyczajów i rytuałów, jakie nabieramy we własnym domu. Te zasłony na lato, rzeżucha w filiżance, herbata w tym imbryku a ten ulubiony kubeczek tutaj… Wcześniej jakoś tego nie miałam, a mieszkamy w Garage już 4 lata. Dopiero teraz zaczęłam czerpać z tego taką przyjemność.
W czasie tego miesiąca miała też miejsce BloSilesia i BloPiwko, podczas których naładowałam swoje baterie blogowe. Pamiętam, jak moi bliscy narzekali 5 lat temu, że tracę czas na jakieś bzdury. Uśmiechnęłam się do tego wspomnienia, kiedy po moim wystąpieniu na bloSilesia przebyłam tyle ciepłych rozmów i usłyszałam/przeczytałam Wasze komentarze.
Moja mołdawska przyjaciółka, którą poznałam we Francji wysłała mi dokumenty z Sciences Po i tę oto kartkę.
Lyon mnie wzywa, nie ma siły :)
Tutaj wracam. Już zaraz, bo 4 lipca kończę swój intensywny kurs francuskiego a już na następny dzień lecę do Paryża. I co zrobię w pierwszej kolejności po powrocie? Stanę się turystką i odwiedzę ponownie wszystkie atrakcje miasta :)
PS. Właśnie sobie jednak przypomniałam, ze moja wrażliwość językowa objawia się jednak w innych aspektach, choćby w stworzeniu nowego słowa malagauche, które jest wariacją słowa maladroit (czyli niezdara, pokraka) oraz zamianą słowa droit na gauche (prawo & lewo). Szczfane, prawda? :)