Pechowe roku początki

 

Jak w skrócie przedstawić ostatnie miesiące mojego życia?

Rozbity łuk brwiowy. Wyjazd do Niemiec. Zapalenie oskrzeli. Przeprowadzka. Kolka nerkowa. Operacja. Ufff… Oficjalnie życzę sobie końca tego rodzaju atrakcji. Dość. Basta. Wystarczy.

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (13)

Na zdjęciu już po cerowaniu powieki.
Nie będzie błyskawicy niestety…

 

Łuk brwiowy rozbiłam wręcz w spektakularny sposób, gdyż zwyczajnie… przewróciłam się na własne auto. Otworzyłam drzwi pasażera, aby elegancko położyć na fotelu moją torebkę i pudełko czekoladek dla kolegi z pracy, zrobiłam krok do przodu i nagle okazało się, że chodnik się skończył, a moja stopa wylądowała w szparze między krawężnikiem a moim autem. Puk i bęc, głową uderzyłam w ramę auta, upadłam, straciłam przytomność. Obudził mnie młody algierczyk, który krzycząc „Mademoiselle! Qu’est-ce qui s’est passé?!” przy okazji energicznie masował mój biust. W sumie nieźle się skończyło. Moja torebka, portfel, otwarte auto zostały na miejscu. Masaż biustu został uzasadniony paniką i chęcią niesienia pomocy… tak przynajmniej tłumaczył się Pan, na którego nakrzyczałam, gdy tylko odzyskałam przytomność a czyjeś dłonie ciągle masowały łapczywie moją klatkę piersiową.

Pozbyłam się typa i pojechałam na pogotowie na obowiązkowe szycie. Na francuskim pogotowiu musiałam jednak gęsto się tłumaczyć i wyjaśniać, że nie, to nie mój mąż mi to zrobił, nie, nie pokłóciliśmy, nie, jeśli bije to nie znaczy, że kocha i że nie, nie chcę składać zeznań przed policją, i w ogóle jaki mąż- przecież ja nie jestem mężatką!

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (2)

 

Potem było już lepiej a wręcz tęczowo. Na święta pojechałam do moich rodziców, więc na każdym zdjęciu widzimy moje szwy i kolorowy siniak, który rozlewał się coraz niżej pod moim okiem. Moi rodzice musieli tłumaczyć się znajomym, dlaczego ich córka ma limo pod okiem i szwy na powiece, co było bardzo zabawne :)

Rodziców nie widziałam od mojej obrony ponad półtora roku, zaś mojego brata dobrych kilka lat. Te święta musieliśmy więc spędzić razem. Tak naprawdę były to pierwsze święta razem odkąd wyprowadziłam się z domu ponad 7 lat temu. Dobry wynik prawda?

Co ciekawe, zaczynam coraz lepiej rozumieć moją Mamę. Im jestem starsza, im więcej rzeczy doświadczam tym bardziej potrafię zrozumieć i uzasadnić jej wybory i jej poświęcenie. Kiedyś byłam bardzo daleka od takiej postawy, kiedyś tylko krytykowałam, atakowałam i kwestionowałam ich podejście do wielu spraw. Z czasem jednak okazało się, że potrafię ich zrozumieć i docenić. Wow, dorastam…

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (15)

Spacery po alejkach w Guteslohu

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (14)

 Odwiedziny u rodziców to również czas przeglądania starych albumów ze zdjęciami. A więc to jest Patison osiągający pełnię szczęścia podczas codziennego czesania. 

 

 

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (3)

To jedno z moich ulubionych zdjęć z Niemiec. Kot moich rodziców :)

 

 

Po powrocie z Niemiec czekała jednak na mnie przeprowadzka do czwartego już mieszkania we Francji. Tak, jak opowiadałam Wam we wpisie „Bye bye Badelaire” nastąpił ten moment, aby wyprowadzić się z hedonistycznego centrum rozrywki ;)

Wróciłam w sobotę rano, popołudniu miałam już klucze a w niedziele rano na Baudelaire podjechało małe autko dostawcze. Przeprowadzka trwała… 2h! O 1o przyjechał mój znajomy, załadowaliśmy sprawnie autko a o 12 siedzieliśmy już na mojej werandzie i piliśmy pierwsze winko na nowym mieszkaniu. Nieskromnie przyznam, że byłam bardzo dobrze spakowana. Znalazłam kartony z otworami, które działały wręcz jak uchwyty, wszystkie paczki byly prawidłowo zabezpieczone i opisane. W 40 min autko było załadowane i jechało już pod nowy adres, na południe Lyonu. Tak, już nie Villeurbanne, nareszcie mieszkam w Lyonie, co zapewne odczuję w przyszłorocznym podatku mieszkaniowym…

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (4)

 

W nowym mieszkaniu jest mi bardzo dobrze, choć dziwnie jest mieszkać samej i tak daleko od moich znajomych z Baudelaire. Okazało się jednak, że nowe mieszkanie ma coś, bez czego nie przetrwałabym atrakcji jaka przytrafiła mi się chwileczkę po przeprowadzce. Wanna. Wanna pełna gorącej wody to bezcenna sprawa podczas kolki nerkowej. Jak to we Francji, nawet wezwanie pogotowia okazuje się nie być prostym zadaniem. Europejski numer awaryjny działa, i owszem, jednak… tam nikt nie mówi po angielsku!. Kiedy uprzejmie zapytałam o kogoś kto przynajmniej rozumie po angielsku, Pani odpowiedziała, że nikogo nie ma, i że albo wyjaśnię po francusku albo powinnam się rozłączyć, gdyż blokuję linię. To był prawdziwy sprawdzian mojego francuskiego. Udało mi się jednak wszystko wyjaśnić. Nad ranem, skręcając się w bólach porodowych, dojechałam na pogotowie pobliskiego szpitala. Dopiero morfina, podana kilka godzin później, okazała się kilkoma kroplami szczęścia, które zapełniły moje nędzne życie kamieniarza nerkowego w błogą sielankę.

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (5)

Ciekawostka antropologiczna- tak wygląda poczekalnia w prywatnej klinice. Szaman czeka za zasłonką :) 

 

Wkrótce potem nastąpiła pierwsza w życiu przejażdżka prawdziwym ambulansem. Pierwszy śnieg tej marnej zimy zobaczyłam właśnie z okna ambulansu, który na sygnale przewoził mnie z prywatnej kliniki do szpitala i z powrotem.

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (6)

Fotka w ambulansie musi być!

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (7)

 Szpitalne żarełko. Śniadanie po francusku!

 

Kilka godzin później dowiedziałam się, że muszę zostać operowana, jednak na szczęście był ze mną mój najlepszy przyjaciel Rafael. To on z pielęgniarką wygłupiali się i żartowali by powstrzymać mój paniczny płacz i pomogli mi przygotować się do operacji. Powtórka z rozrywki nastąpiła na początku lutego, gdyż wtedy miałam drugą operację, która przebiegła sprawnie i dosyć szybko. Wtedy była przy mnie Evghenia. Po każdym zabiegu wracałam do domu moich znajomych pod Lyonem. To tam dochodziłam do siebie, uczyłam się na nowo chodzić i siadać. Ufff jak dobrze mieć dookoła siebie ludzi, którzy pomogli mi przez to wszystko przejść!

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (1)

 

Przez ten czas dużo czytałam i rozmyślałam. Nie potrafiłam pogodzić się z czasowym uziemieniem i już planowałam, jak odbiję sobie ponad 3 tygodnie w łóżku. Zaplanowałam podróż do Annecy i do Marsylii w weekend przed drugą operacją. Miałyśmy jechać z Evghenią, jednak nie udało nam się dojść z przystanku na dworzec, gdyż dopadł mnie kolejny atak… Nici z wyjazdu, wracamy do domu!

 

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (9)

 

Kiedy już doszłam do siebie, napawałam się każdą chwilą. Spacerowałam i odwiedzałam zapomniane miejsca, delektowałam się swobodą ruchów, a ból stawał się coraz mniejszy, aż wreszcie znikł na dobre. Jak każdy, kto na chwilkę został unieruchomiony w łóżku, starałam się potem zaplanować podróże, czy inne przyjemności, które pozwolą mi nie tylko uczcić powrót do zdrowia, ale też poczuć, że żyję. W ubiegłym tygodniu kupiłam bilety do Szwecji. W maju lecę do mojego ukochanego Jareda, aby spędzić z nim kilka dni na południu Szwecji. Perspektywa zobaczenia Skandynawii na własne oczy to coś o czym marzyłam, odkąd powstał mój blog i odkąd zaczęłam pracę w IKEA kilka lat temu!

 

pechowe_roku_poczatki_kokopelia_ (11)

 

W międzyczasie spędziłam już walentynki w Paryżu a w ubiegły weekend spędziłam w Annecy. Mam nadzieję, że zła passa tego roku już minęła :)

Zdrówka z Lyonu!