Ptasie smutne historie

 

 

smutne_ptasie_historie_kokopelia)

 

 

Niedawno spełniłam swoje marzenie i kupiłam sobie 2 papużki nierozłączki. Nareszcie mieszkam sama, pracuję, mam warunki a moja weranda we francuskim mieszkaniu na pewno spodoba się papużką. Wzięłam więc dzień wolny i odwiedziłam wszystkie sklepy zoologiczne w Lyonie i okolicy. W końcu utknęłam w Botanicu w Villeurbanne i przez ponad 2,5 godziny obserwowałam klatkę pełną tych pięknych, barwnych ptaków. Och te kolory. Co to była za męka! Jak tu wybrać papugę? No na pewno nie po kolorze, to nigdy nie powinno być kluczowym czynnikiem. Wybór papużek nierozłączek jest o tyle trudny, że musimy wybrać dwie papugi. Obserwowałam więc cierpliwie, jak każda z nich się bawi, kłóci (tak papugi często sie kłócą) oraz reaguje na ruch przed klatką. Tak więc sterczałam tam cały ranek pomimo, że już po pięciu minutach widziałam, która para wchodzi w grę. Najmniejszy samczyk o zwyczajnie granatowych piórkach. Wystraszony, malutki, przytulający się do każdej papużki. Inne papugi atakowały go, przepychały i złośliwie gryzły po stópkach. I ona, nieco bardziej szara, szalejąca po całej klatce, bawiąca się ziarnem, zaczepiająca każda inną, zdecydowanie bardziej urodziwą koleżankę. Nie wziełam tej pięknej żółtozielonej parki, ani tej jasnoniebieskiej. Wzięłam te nijaką, ciemno granatową, gdyż nie mogłabym zostawić tego samczyka, któremu wszyscy dokuczają, a jego wystraszone spojrzenie rozczulało mnie za każdym razem.

I tak papużki wylądowały u mnie. Do dyspozycji miały całą werandę (która jest rozmiarów mojego pierwszego studia we Francji). Zainstalwoałam im zabawki, sznureczki z koralikami i gałązki, jednak to zawsze moje kwiatki i gazety okazywały sie najfajniejszą zabawką.

Przyzwyczaiłam się do tego, że rano budziły mnie wraz z pierwszymi promieniami słońca. Wieczorem grzecznie wracały do klatki i to był jedyny moment, kiedy już nie tak rozbrykane i wystraszone, pozwalały sie pogłaskać po brzuszkach i skrzydłach.

Niestety. W sobotę kupiłam im nową, olbrzymią wolierę rozmiarów rodzinnej lodówki. Weranda we francuskim klimacie sprawdzi się przez 8-9 miesięcy, wiedziąłam więc że wkrótce będę musiała znaleźć klatkę na zimę. I tak przewiozłam i sama skręciłam tę ptasią willę. Każde boczne drzwiczki związałam dodatkowo sznureczkiem, tak na wszelki wypadek. W sobotę wieczorem przenisołam je ze starej klatki do nowej. Wszystko zapowiadło się dobrze, jednak kiedy wczoraj wieczorem wróciłam do domu… Klatka była już pusta. Papuzki przegryzły podrówjny sznurek i podniosły sobie zasuwane drzwiczki i uciekły przez otwarte okno. Najprawdopodobniej w hodowli lub w sklepie poznały mechanizm spuszcznej kratki w drzwiach więc tylko dwa dzióbki i jedno popołudnie dzieliło je od wolności.

 Z załzawionymi oczami biegałam po pobliskim parku, gwizdałam i wołałam je. Niestety.

 

 

Belly i Button okazały się być sprytniejsze. A ja czuję ogromny smutek i żal do samej siebie. 

 

PS…




Jestem dzieckiem szczęścia. W poniedziałek wieczorem wróciłam z pracy, weszłam na werandę, a Button siedział w doniczce z aloesem i zajadał się ciemią jakgdyby nigdy nic. To był ten moment, w którym chciałam go złapać i przytulić, ucałować ze szczęścia. Łzy płynęły mi po policzkach, kiedy powoli zamykałam okna na werandzie. Button przyglądał mi się swoimi wielkimi czarnymi oczkami i po chwili zgrabnie pokazał mi, jak wchodzi się do zamkniętej przecież klatki. Delikatnie dzióbkiem podniósł kratkę, przecisnął głowę, otworzył skrzydła i po minucie gimnastyki był w środku.

 

Ptasie_smutne_historie_kokopelia2

Samotny, smutny Button, który czekał cały wieczór i noc na powrót Belly.

 

Zabezpieczyłam więc drzwiczki metalowymi oczkami od kluczy, więc Button był już zamknięty na amen. Otworzyłam ponownie wszystkie okna i nasłuchiwałam, czy Belly jest w okolicy. Button zamiast jednak ją wołać, pałaszował ziarno (nic dziwnego, nic nie jadł od przynajmniej doby).

 

Po paru godzinach myślałam, że odchodzę od zmysłów. Wydawało mi się, że ją słyszę, że jest niedaleko. Całą noc spałam płytkim snem i nasłuchiwałam. Dopiero o 8 rano usłyszałam, że przyleciała. Usiadła obok Buttona, po drugiej stronie kratki. Zamknęłam okna, otworzyłam drzwi klatki. Button podskakiwał przeszczęśliwy, chciał się przywitać, pobawić, albo chociaż pogadać. Belly grubiańsko popchnęła go w drzwiczkach i rzuciła się na karminik. Miłość miłością, ale przede wszystkim była głodna.

Wydałam 40E na zabawki, huśtawki, przysmaki. Belly i Button mają teraz swój mały Disneyland! : )

 

 

Ptasie_smutne_historie_kokopelia3

Szybki poranny buziak, zaraz po powrocie!

 

Wiecie, takie sytuacje udowadniają, że wszystko jest możliwe a ja jestem dzieckiem szczęścia. Moje papugi uciekły w centrum miasta, a mieszkam tuż przy parku. Byłam pewna, że już nigdy nie wrócą.

A tu jednak, udało się!!!