Zrobić coś pierwszy raz… czyli jadę zobaczyć wulkany!
O tym, że we Francji znajdziemy wulkany dowiedziałam się dosyć późno. W tym wypadku dosyć późno oznacza mniej...
Odgrzebałam tego bloga z czeluści internetów. Jak to jest otworzyć go po 6 latach…? No cóż, przeglądam się w tych wpisach i z czułością patrzę na te dwudziestoletnią dziewczynę, która dopiero przyjechała do Francji, która dopiero się tutaj mościła, czytam o tych zachwytach, zdziwieniach, ale też poprawiam niektóre sformułowania, gdyż po 11 latach patrzę inaczej na tematy emigracji, inności, społecznych różnic.
W tym roku stuknie mi 12 lat we Francji i chyba nikomu nie muszę przypominać, że przyjechałam tutaj tylko na jeden semestr, tylko na chwilkę a w efekcie porzuciłam za sobą moje życie w Polsce i świadomie skazałam się na stworzenie siebie na nowo, na wydzierania od życia wszystkiego, na co w mojej głowie zasługuję. Czy się udało? Chyba tak, bo mam całkiem wygodne życie, pod względem zawodowym jestem bardziej niż zadowolona a dzisiaj mówię biegle w języku Moliera. Ale po takim czasie poza ojczyzną, utknęłam w niewygodnym szpagacie, w którym już nie pasuje do Polski, ale też nigdy nie dopasuję się do Francji. Bo choć mogłam i mogę ustawić się w kolejce o francuskie obywatelstwo, to jednak nigdy tego nie zrobilam i do dzisiaj czuję, że narazie nie do końca ono do mnie pasuje.
A co powiedziałabym tej Patrycji, która 17 lat temu zakładała tego bloga?
Że to wrażenie, że jest na samym końcu wyścigu, że dzieciaki z zamożnych rodzin z paletą opcji i możliwości życiowych są daleko z przodu, ale ten dystans powoli będzie się zmniejszał, bo za pare lat to ona dotrze dalej, ale wtedy zrozumie, że ten wyścig nigdy nie był uczciwy, ba, że w ogóle nie miał sensu!