Zakochałam się
Ostatni wpis dotyczący mojej wyprawy na północ Francji będzie troszkę bardziej sentymentalny. Po zobaczeniu turystycznego centrum Mont St Michel i...
Kilka dni w Portbail spędziliśmy podróżując i zwiedzając lokalne atrakcje. Odwiedziliśmy Granville, Mont St Michel, Saint-Malo, Cherbourg, Auderville, Jobourg i UTAH Beach. Nabiliśmy przeszło tysiąc kilometrów, musieliśmy zatem dopłacić za autko, ale z pewnością było warto!
Kolejnego dnia po przybyciu do Portbail, wybraliśmy się na wycieczkę na południe. Nasz plan był baaardzo napięty, gdyż mieliśmy zaledwie 4 dni na tę część Francji. Korzystając z fantastycznej pogody, co w Normandii graniczy z cudem (tak, przyjechało dziecko szczęścia to jest pięknie i słonecznie, nie musicie dziękować, żabojady! :)) zdecydowaliśmy się od razu udać się na południe.
Plan: Granville, Mont St Michel i Saint-Malo.
Z naszego domku z Portbail daje nam to około 250km w jedną stronę. Wspaniała architektura, bajkowe portowe miasteczka, wiekowe twierdze i historycznie bardzo ciekawe miejscówki. Witamy w Bretanii!
Rozległe zielone pastwiska, rozczochrane białe i brązowe krowy i owce, których w życiu nie wiedziałam, sady jabłoniowe, wspaniałe posiadłości, do których wiodą aleje i zacne drzewostany, sklepy z lokalnymi, ostrymi serami oraz prywatne zamki… Mogę wymieniać dalej, ale chyba te właśnie skojarzenia i obrazy są najważniejsze w tej cudownej krainie cydru i serów (już mnie tutaj mój francuski kompan poucza dokładnie że jest to np. Camembert).
Trasa do Mont St Michel mniej więcej tak właśnie wygląda. Najzabawniejszy był moment, w którym na łuku lokalnej drogi widzimy zaparkowane byle jak samochody, masę ludzi, statywy, tuby, aparaty. Maniacy fotografii stacjonują właśnie tutaj, gdzie na zielono żółtej łące mogą uchwycić urocze owieczki na tle wspaniałego opactwa St Michel. Sama żałuję, że nie miałam na tyle mocy, aby przekonać Pamelę, że musi zawrócić bo ja po prostu chcę sfotografować tych ludzi i ten majdan tam. Niestety.
O Mont St Michel nie wiedziałam praktycznie nic. Że niby kościół na morzu, że ładny i że budowali go chyba długo. Tyle wystarczy by po pierwszej sekundzie, kiedy zobaczymy opactwo w oddali, zostawić szczękę na chodniku. Nie będę nudzić o historii, odsyłam tutaj.
Kwestie praktyczne. Autko zostawiamy na parkingu. Zapamiętaj numer i literę swojego miejsca, bo wydaje się, że hektary dookoła Mont St Michel to nic innego tylko miejsca parkingowe. Pobierasz bilecik i od razu dostajesz strzał w czapkę: parking do 2h= 6jurków. Do 12 h= 12 jurków. Noo. Ale okolica jest wycacana, budynki administracyjne otoczenie zadbane. Nawet autobus jest drewniany. Tak, bo do opactwa dojeżdżasz autobusem, który kursuje co 2 minutki. I już jesteśmy.
W środku wyspy Mont – Tombe znajdziemy wspaniałe wąskie i kręte zaułki Grand Rue, czyli XII wiecznej trasy pielgrzymkowej biegnącej do opactwa. Już teraz, w marcu, trzeba uciekać z tego bajzlu zalanego chińszczyzną i tandetą, jakiej nie powstydziłyby się nawet Krupówki. Odnajdujemy więc drogę na wieżę Gabriela i… jest pięknie. Szwendamy się po murze, umykamy przed tłumem Azjatów, zwiedzamy ogródek, tutaj przerwa na kolejnym tarasie widokowym, w międzyczasie przecinamy kolejne główne trakty i wspinamy się po wąskich, omszałych schodach. Wyżej i wyżej, robimy kółko i dobijamy do Opactwa. Kochane siostrzyczki życzą sobie aż 9 jurków, więc, może wyda Wam się to dziwne, bo jest to przecież główny cel wizyty na wyspie Mont- Tombe, ale … wycofaliśmy się. Stwierdziliśmy, że za tę kasę możemy pozwolić sobie na dobry deser w Saint- Malo. Wyrobiliśmy się zatem w 2h, odnaleźliśmy wynajęte auto w morzu citroenów, peugeotów i renaultów i w drogę!
Ruszyliśmy do Saint- Malo na obiecany deser i po zjedzeniu maślanych ciasteczek z Mont St Michel oraz tarty z jabłkami z lokalnych sadów, próbowaliśmy się wturlać na wspaniałe twierdze Saint-Malo, miasta słynącego z korsarzy i piratów, które za zgodą francuskiego króla grabiły obce (głównie brytyjskie) statki i okręty.
Obudził się we mnie socjolog i z wielką ciekawością przyglądałam się temu, jak Francuzi spędzają tutaj wolny czas. Udało mi się uchwycić towarzystwo literackie wygrzewające się na słoneczku, na kamiennej ławce pod murami twierdzy oraz parę staruszków wylegujących się na… skałach. Jest więc aktywnie, kulturalnie i bardzo elegancko.
Podobało się? :)
Zdjęcia: Ja, Patison!