Z nosem w suficie

Czyli o klaustrofobicznej antresoli.

Historia znana wszystkim wielbicielom skandynawskiego stylu i deweloperskich aranżacji. Mieszkanie urządzone jak zwykle poprawnie i przyjemnie, są kolorowe detale i osobiste akcenty, fajny układ i atmosfera. Wchodzimy i od samego przedpokoju tracimy głowę i… kupujemy? Nie jestem pewna.

W tym uroczym mieszkaniu o powierzchni 50 m² wykorzystanych zostało kilka ciekawych rozwiązań. W kuchni od razu rzuca mi się w oczy wysoka zabudowa, która świetnie wykorzystuje potencjał mieszkania w kamienicy. Na górze lądują wszystkie sprzęty, których urządzamy troszkę rzadziej, dzięki czemu sprytnie uwalniamy przestrzeń na dole. O szafkach po sam sufit pisałam już na blogu, więc jeśli rozważacie taką formę zabudowy, odsyłam Wad do dwóch wpisów z kategorii Kuchnie: Wysoka zabudowa oraz Witrynki.

Oprócz tego mamy też wygodny salonik z regałem (również po sam sufit- świetnie!) w którym możemy poukładać wszystkie nasze zapasy książek, bibelotów czy magazynów wnętrzarskich. I ta lampa!!!

Świetnie wygląda również ta tapeta, która tak przyjemnie przełamuje wszechobecną biel skandynawskich aranżacji! Pstryczek poprowadzony na czarno-białym kabelku podkręca jeszcze tę część mieszkania.

Zachwalam i zachwalam, jednak pewnie ciągle nie wiecie, dlaczego nie kupuję tego mieszkania. Otóż, w moim odczuciu, największym problemem jest… łóżko. Zwróćcie uwagę, że antresola znajduje się w tym uroczym, wytapetowanym kąciku, jednak jest ona straasznie płytka! Klaustrofobiczne, ciasne i niekomfortowe rozwiązanie dyskwalifikuje taką aranżację! Nie może być przecież tak, że budujemy antresolę, która jest na tyle wysoka, że nie możemy nawet usiąść na łóżku! Nie wyobrażam sobie wiecznego uderzania głową o sufit i napominania się, aby się zgarbić, by nie nabić sobie kolejnego guza! Sypialnia to przecież ważna część naszego mieszkania, musi być zatem zaaranżowana tak, żebyśmy czuli się swobodnie! Niestety tego pomysłu ja nie rozumiem, nie podoba mi się, nie kupuję…

 Zdjęcia: stadshem