Uwielbiam dziwaków! Czyli wizyta w Emmaüs!
Sobotnie poranki Patison spędza zwykle na targach staroci lub w sklepach charytatywnych. W okolicy Lyonu nie brakuje miejsc, gdzie możemy...
O pchlim targu Puces du Canal na moim blogu opowiadałam już wielokrotnie. Wybierałam się tam z samego rana w niedziele lub w czwartki, by zobaczyć najbardziej oryginalne i niezwykłe antyki. Na Puces du Canal możemy znaleźć wszystko, od szafy prowadzącej do Narni, stół dla 20 osób, koniki ze zdemontowanych karuzeli, stalowe zbroje, kolekcjonerskie aparaty fotograficzne, szczęki i kryształowe żyrandole większe od Twojego salonu. Dosłownie wszystko.
Puces du Canal znajduje się w metropolii Lyonu a dokładniej w Villeurbanne. Lokalizacja jest o tyle znakomita, gdyż jesteśmy stosunkowo blisko włoskiej, niemieckiej i szwajcarskiej granicy. Ponadto Lyon to miasto, w którym francuska burżuazja wiodła bardzo wystawne życie przez wiele pokoleń. Puces du Canal to jeden z największych targów w tej części Europy. Bazar w obecnej lokalizacji funkcjonuje od 1995 roku. Na jego terenie mamy zarówno kontenery, hale, butiki ale też zwykły plac, gdzie na stołach czy na betonie wystawiane są cuda. Najdroższe i najbardziej luksusowe antyki znajdziemy w centralnym hangarze, tamtejsze butiki mają swoje stronki, instagramy i konta na etsy.
Ja na targ staroci staram się wybierać w czwartki rano, poza sezonem ferii szkolnych (we Francji dzieciaki co 7 tygodni mają 2 tygodnie laby). W niedzielę jest już zdecydowanie zbyt tłoczno, ludzie się przeciskają a sprzedawcy mają mniej cierpliwości. Z dwóch poprzednich wypadów na targ powstały wpisy, więc jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć, zapraszam tutaj:
Relacje z mojej pierwszej wycieczki zobaczycie tutaj: Pchli targ w Villeurbanne
Druga wyprawa: Samochodowe wycieczki i targ staroci
Przy okazji opowiem Wam pewną historię, która zaprzątała mi myśli przez ostatnie parę tygodni. Całkiem niedawno, podczas małego apero u moich francuskich znajomych, poznałam Rosjankę, która przez wiele lat prowadziła własny biznes. Anna sprowadzała francuskie antyki w kontenerach do Rosji, gdzie tamtejsi bogacze kupowali od niej stare kredensy, ramy łóżek, stoły i stoliczki a nawet framugi drzwi. Wszystko to przechodziło przez cło jako antyki. Sama pracuje w transporcie, również na Rosję, więc bardzo intrygowała mnie zarówno strona tranzytu jak i samej odprawy celnej. Podobny transport podlega szczegółowym kontrolom na miejscu, więc ekspert, który ma zbadać zawartość kontenera ma przed sobą sporo roboty.
Podejrzewam, że wygląda to mniej więcej tak:
Każdy mebel jest rozłożony na części, więc w kontenerze jest miliard elementów, ktore teoretycznie powinny odpowiadać aneksowi ze spisem. Według słow Anny, w normalnych i legalnych warunkach, taka odprawa i ekspertyza powinna wyglądać tak: kontener powinien być rozładowany a każdy mebel złożony, aby ekspert mógł rzeczywiście zweryfkować ilość mebli oraz ich specyfikacje dołączoną w dokumentach.
Sami dobrze wiemy, że przemycenie kilku dodatkowych mebli w kontenerze wypełnionym po dach to pestka. Według opisów Anny, jej ekspert podpisywał dokumenty na podstawie… zdjęć złożonych mebli, które to robiła jeszcze na magazynie we Francji. Ekspert był oczywiście ustawiony, bo był przyjacielem rodziny…
Dwukrotnie ów zaprzyjaźniony ekspert nie był w stanie podbić „zdalnie” dokumentów i wysłany został inny specjalista, który rzecz jasna zażądał złożenia antyków. Koszty były oczywiście kolosalne, pomimo szczegółowych planów mebli oraz dokładnego numerowania każdego elementu, posegregowanie i złożenie wszystkich mebli zajęło tydzień. Oprócz ewidentnych nieprawidłowości w aneksach (zwłaszcza ilości oficjalnie transportowanych mebli), pojawiły się również towary, których nie można wywozić z terytorium kraju lub których dokładne pochodzenie musi być potwierdzone dokumentami. Kiedy już te kwestie zostały wyjaśnione, ekspert zatwierdzał mebel po meblu. Jakież było jego zdziwienie, gdy podczas ekspertyzy bufetu w szufladzie odnalazł on… sztuczną szczękę.
Na koniec zadałam w sumie pytanie, które zrodziło się w mojej głowie po wysłuchaniu tych pokręconych historii pełnych znajomości i przekrętów w szarej strefie. Właściwie dlaczego Rosjanie kupują francuskie antyki? Dlaczego czekają 2 miesiące na dostawę, kupując meble ze zdjęcia z magazynu, które wysyłała im w mailach Anna? Jak się okazuje, rosyjskie meble są w rekordowo wysokich cenach a wszystko przez to, że pozostało ich naprawdę niewiele. Oryginalne rosyjskie antyki to olbrzymia rzadkość, stąd takie zapotrzebowanie.
Świat antyków i handlarzy zawsze mnie interesował. Ich historie, interesy, stawki, organizacja takich przedsięwzięć wydaje mi się naprawdę fascynująca. W tym przypadku, handel z Rosją jest intrygujący, jednak skala przekrętów jest olbrzymia. Opowieści poznanej Rosjanki mnie zaciekawiły, potwierdziły one też skale problemów z rosyjskim cłem. Pamiętam dobrze, kiedy w pracy odpowiedzialna byłam za transport obrazów z Francji do Rosji a dokładniej na wystawę przy Placu Czerwonym w Moskwie. Ilość problemów na odprawie celnej, papierologia, dokładne aneksy i szczegółowy opis transportu… To był chyba jeden z najtrudniejszych dealów w mojej pracy.
Żeby pozostać w temacie stomatologii, poniżej najnowsze znalezisko. Podczas mojej ostatniej wizyty w niedzielę na Puces du Canal, wraz z moją pasierbicą natknęłyśmy się na… tablicę zębów na wymiar wraz z paletą, próbnikiem odcieni. Ta oto perełka kosztowała 150E, wszystko mieściło się w eleganckiej, drewnianej walizce. No nic tylko braść! : D
A czy Wy lubicie szwendać się po targach staroci? Czy słyszeliście może podobne historie o handlarzach i ich przygodach z cłem? Czy opowieści Anny Was również zaintrygowały?
Dajcie znać! : )