Piękne ogrody Beaujolais i Oingt, czyli „Łę”
Festiwal ogrodów we Francji ciągle trwa! W niedzielne popołudnie postawnowiliśmy skorzystać i wybrać się w Beaujolais. Mówi się, że...
O tym, że we Francji znajdziemy wulkany dowiedziałam się dosyć późno. W tym wypadku dosyć późno oznacza mniej więcej to, że powiedzieli mi o tym sami Francuzi a ja ze wstydem musiałam przyznać, że smacznie spałam na zajęciach z geografii. Moja świadomość zaakceptowała wulkany we Włoszech, na Islandii czy w krajach Azji, ale że niby tu zaraz obok, dwie godziny drogi samochodem?! Kiedy do Owernii przeprowadziła się moja bliska znajoma, miałam już punkt zaczepienia. Kiedy zaś nadszedł maj, a z nim cała lista wolnych dni i długi francuskich weekendów, spakowałam Pana G i siebie do srebrnego Peugeota i ruszyliśmy.
Nazwa tego regionu dotychczas kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z Clermont Ferrand, a co za tym idzie za wielkimi fabrykami Michelin. O tym, że może tam być pięknie i zielono opowiadała mi moja polska koleżanka Kasia. To dzięki niej odkryłam fragment prawdziwej Owernii.
Owernia to wyjątkowy region nie tylko na skale francuskich krajobrazów, ale po prostu Europy. Na obszarze 30 km rozciąga się łańcuch uśpionych wulkanów. I o ile z daleka możemy popełnić gafę i pomylić je z łańcuchem górskim, to im bliżej jesteśmy, tym większe wrażenie na nas zrobią. Wspaniałe zielone niecki wyniesione wysoko ponad lasy i małe miasteczka, bazaltowe skały i nieprawdopodobnie piękne kratery wypełnione błękitnymi wodami. Jadąc w kierunku Clermont Ferrand moje oczy chłoną niesamowitą zieleń, która rozlewa się wszędzie dookoła. Może zbyt długo byłam w mieście, może po prostu moje oczy dawno nie błądziły po tak rozległym i pełnym spokoju krajobrazie.
Po dwóch godzinach docieramy do Puy-de-Dôme. W prawie czterdziestostopniowym upale pozostawiamy auto i zmierzamy w stronę stacji. Tutaj bierzemy panoramiczną kolejkę, dzięki której dostajemy się na szczyt jednego z kraterów. Słońce przypieka nas bezlitośnie, a na skórze G pojawia się coraz więcej piegów, by po 30 minutach poparzyć mu nie tylko twarz, a nawet białe nadgarstki wystające z podwiniętych rękawów koszuli. Jest jednak wietrznie i to właśnie dzięki temu udaje nam się przetrwać patelnię na szczycie. Widoki z wulkany są nierealne, nieprawdopodobne. Najchętniej zabrałabym ze sobą na wyprawę mojego profesora od geografii, który zapewne we wspaniały sposób, wyjaśniłby mi jak uformowały się te stożki, dlaczego wygasły, jakie procesy w nich zachodziły… Pozostaje nam tylko obejść wieżę radiową na szczycie i podziwiać, tak egzotyczne przecież, krajobrazy.
Cały łańcuch wulkanów przecinają wzdłuż i wszerz liczne szlaki i ścieżki. Owernia to cudowne miejsce do długich wędrówek i dzikiego namiotowania. W okolicy znajduje się również muzeum Michelina, muzeum musztardy (które koniecznie trzeba odwiedzić, zgodnie z rekomendacjami Kasi!) czy masa wspaniałych brocante, czyli targów staroci i sklepów z antykami. Na trasie Lyon- Clermont Ferrand znajduje się również Thiers, czyli opuszczone miasto noży. Zatrzymaliśmy się tam na chwileczkę, żeby kupić choć jeden nożyk do masła lub sera. Kiedyś Thiers słynęło z produkcji noży i choć do dzisiaj na każdym rogu widzimy atelier producentów oraz większe i mniejsze butiki z nożami, to jednak jest to naprawdę dziwne miejsce. W Thiers prócz noży nie ma po prostu nic innego. Spacerując uliczkami tego miasta, odnosimy wrażenie, że to miasto duchów. Restauracje nieczynne, zaryglowane drzwi, zamknięte okiennice, puste ulice i lokale do wynajęcia. Na jednym z głównych deptaków znaleźliśmy mały lokal usługowy do wynajęcia w cenie 100E! Opłaty w cenie wynajmu! Nieprawdopodobne! W Lyonie za 60E wynajmiemy co najwyżej miejsce parkingowe!
Pierwszy raz w życiu widziałam wulkany. W drodze powrotnej do Lyonu, zadałam mojemu G pytanie, kiedy ostatnim razem robił coś pierwszy raz w życiu. „Pierwszy raz piłem wódkę w Krakowie, pierwszy raz zjadłem stuprocentowo wegańską kolację, pierwszy raz umówiłem się z Polką”. Uśmiechnęłam się pod nosem i zadałam samej sobie to pytanie. Tym razem pierwszy raz widziałam wulkany, w ubiegłym roku pierwszy raz byłam w Szwecji, wyjechałam sama na wakacje pod namiotem, pierwszy raz też ośmieliłam się mówić o mobbingu, który mnie spotkał w mojej ostatniej pracy. Co dalej? Na mojej liście rzeczy do zobaczenia znajduje się ocean, który zobaczę już we wrześniu. Może dorzucę do tego pierwszy w życiu kurs rysunku z modelką pozującą przede mną? Coby to nie było, zrobi mi to dobrze.