Paryżewo w Walentynki
Sama nie wierzę w to, co się dzieje, jednak właśnie piszę trzecią z kolei prywatę na bloga! Cóż...
Patison w podróży, czyli powrót do Garage House w ostatni dzień roku!
Wszystko nowe, ekscytujące i baardzo poruszające. Ja, dziecko wypuszczone z szafy, wracałam sama z Lyonu do Polski, zaliczając przy okazji kilka bardzo ciekawych dla mnie atrakcji. Mój powrót rozpoczął się od mojej pierwszej podróży szybką koleją francuską TGV. Francja- elegancja, komfortowo i nowocześnie. O 10 wylądowałam na dworcu Gare de Lyon i od razu zakochałam się w stolicy Francji. Wszelkie opinie, które słyszałam przed wyjazdem, (a że to brudne, wielkie miasto, że wszyscy zabiegani, że Paryż jest przereklamowany, bla bla bla…) wyparowały z mojej głowy na parę minut po przyjeździe.
Co widziałam ja? Wspaniałe kamienice. Niesamowitą architekturę. Detale. Sztukaterie. Zawijasy. Uliczki. Historię. Klimacik. To był mój Paryż, moja wizja tego miasta znalazła swoje odzwierciedlenie już na samym początku. Potem było tylko ciekawiej.
Z bagażem podręcznym i ukochanym plecakiem zwiedzałam Paryż. Bez mapy. Sama. I to było chyba dla mnie najcenniejsze. Jeszcze rok temu nie mogłabym chyba sobie tego wyobrazić. Teraz bez wahania sfotografowałam mapkę na przystanku i szwendałam się beztrosko po Paryżu. Z szerokim uśmiechem, satysfakcją i energią, że tu jestem, że spełniło się jedno moje marzenie. Że zmieniłam się ja, Patison, i walczę o siebie, jaką chcę być. Właśnie tutaj, we Francji.
Pierwszy lot samolotem był jednym z najbardziej niesamowitych doznań w 2013 roku! Cieszyłam się jak dziecko, zarówno startem jak i lądowaniem. W sumie nie mogłam wymarzyć sobie lepszego terminu na lot późnym wieczorem- rozświetlone miasta oraz przesylwestrowe fajerwerki widziane z góry to chyba najpiękniejszy prezent, jaki mogłam sobie samej ofiarować.
Było cudownie…
Na koniec pierwsze w życiu selfie. Genialne, co za talent, co za kadr, jaki przekaz, jest potencjał.
Zdrówka dla Was z Garage House!
Ave yo!