Moje studia we Francji


Długo nosiłam się z zamiarem spisania moich spostrzeżeń dotyczących studiowania we Francji. Studia rozpoczęły się na początku września, więc to już ponad trzy miesiące na Sciences Po i czwarty miesiąc w Lyonie. Ten semestr właściwie się kończy, więc mam już pewne wnioski i refleksje, o których chciałabym Wam troszkę opowiedzieć.
Ale po kolei, bo parząc na ostatnie statystyki, trochę Was tu przybyło ostatnio i może nie wiecie, co ja tutaj w Lyonie właściwie robię? : )

Erasmus na Sciences Po Lyon

Wybrałam kurs o nazwie „Certificate of French and European studies”.  Jest to pakiet sześciu przedmiotów + kurs francuskiego, który po zdaniu wszystkich egzaminów kończy się dyplomem Sciences Po. Uczelnia jest jedną z najlepszych w kraju, więc warto postarać się o ten certyfikat, zwłaszcza jeżeli planujemy zostać tutaj na stałe.

Oto lista moich przedmiotów:

1. Reformation to Revolution: Early Modern European Political Thought in Context
2. Europe’s nuclear independence 1945-2013 : myth and reality
3. The health of nations : French and American health care systems in comparative
4. Political history of Italy (1861-2013)
5. Nations, states and nationalism in Europe
6. United States Political History: >From the Rights Revolution throught the Obama Years
7. Methodology- Francaise

Zajęcia prowadzone są w języku angielskim. Studiuję wraz z innymi „obcymi” studentami, w grupie mamy dosyć dużą różnorodność- są: Litwini, Rosjanka, Estońki, Finka, Włoszka, Amerykanin, Kanadyjka, Szwed, Węgier, Niemcy, Tajwanka. Jest więc ciekawie i bardzo wesoło. Ta wielokulturowość najciekawiej eksponuje się na zajęciach z Nacjonalizmu, kiedy nagle ścierają się różne punkty widzenia, kiedy omawiamy konflikty czy interpretujemy różne symbole, wydarzenia lub historię przez pryzmat naszego kraju, kultury, religii. To bardzo ciekawe doświadczenie.

Dlaczego wyjechałam?


Pierwszym powodem był apetyt. Głód wyzwania, poznawania, doświadczania. Chciałam studiować w dużym mieście, chciałam nauczyć się języka, spróbować czegoś całkiem nowego.

Słowa „rozwój jest poza strefą komfortu” były również przyczyną, dla której w ostatniej chwili zdecydowałam się na studia właśnie we Francji. Moim pierwotnym planem były Niemcy, gdzie wybierałam pomiędzy Frankfurtem i Bremą. Strefą komfortu był fakt, że mówię po niemiecku i potrzebowałabym około 3 miesięcy by ponownie władać biegle tym językiem. Totalnym szaleństwem i wyzwaniem był jednak wyjazd do kraju, w którym nigdy nie byłam, którego języka nigdy się nie uczyłam. I tak, przyjechałam do Lyonu nie znając tu absolutnie nikogo, potrafiąc powiedzieć tylko merci, Bonjour oraz właściwie bezużyteczne sacré bleu!

Ludzie. Inspirujących ludzi trzeba szukać. Ja znalazłam kilka świetlików, teraz czerpię i cieszę się ich towarzystwem.

Miałam też dość studiowania w trybie zaocznym. Od 19 roku życia  jestem niezależna finansowo i zaraz po maturze wynajęłam swoje pierwsze mieszkanie. Wszystko co osiągnęłam, kupiłam czy załatwiłam było efektem mojej pracy i zarobionych przeze mnie pieniędzy. I o ile łatwo to opisać, to niewielu spośród moich rówieśników rozumie taką sytuację.
Wyjazd na Erasmusa to dla mnie szansa na prawdziwe s t u d i o w a n i e. I wszyscy wiedzą, że nie chodzi tylko o naukę, ale również o towarzyszącą temu atmosferę i wszelkie przyjemności! Dotychczas nie miałam szansy tego zaznać, dlatego bez wahania chciałam spróbować!

Po trzecie była to też świetna perspektywa rozwoju. Myślę, że takie doświadczenie uwzględnione w CV jest też dobrym dowodem na to, że jestem gotowa do zmian, potrafię sobie poradzić i jestem samodzielna. Bo prócz legend o Erasmusowych imprezach jest też jeszcze mnóstwo pracy i wysiłku, który należy włożyć, aby wyjechać i przetrwać.

Comment ça va?

I jak się studiuje? Fantastycznie!

Międzynarodowe towarzystwo, nowe, ciągle nie znane miasto czy odmienna kultura- to wszystko jest niesamowicie ekscytujące. Do tego poziom uczelni, świetna atmosfera oraz profesjonalizm wykładowców. Nie ma znudzonych dziadków, którzy gniotą i wałkują swój temat od 20 lat w tej samej formie. Są to w większości ludzie raczej młodzi, bije od nich pasja i zaangażowanie w tematykę, którą przedstawiają na zajęciach.

 

Doskonałym przykładem może być Monsieur Alix Meyer, który wykłada The health of nations : French and American health care systems in comparative. Cholera jasna, nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że wątek systemu opieki zdrowotnej na świecie może być tak interesujący! Ale trzeba tutaj dodać, że to zasługa prowadzącego, który  prezentuje temat  w tak interesujący sposób.
(Tak, niestety, żonaty…)

Francuski? Francuzi? Francja?

Z językiem robię coraz większe postępy. Pierwsze wpadki mam już za sobą a mina Francuzów, którzy zamierają kiedy palnę coś z kosmosu, jest bezcenna. Rosyjski akcent jest tak silnie rozpoznawalny i jest moim przekleństwem, kiedy z uporem maniaka czytam każdą literę. Przykładem może być sytuacja, kiedy ja mówię, że chciałabym się zważyć, jednak w efekcie oni rozumieją, że chcę uprawiać seks! Kolejnym razem, zaczepiona przez trzech dziwnych mężczyzn w ciemnej uliczce Villeurbanne o 2 w nocy, cienkim głosikiem krzyczę na pomoc. Robię to jednak  dokładnie tak samo,  jak gdybym nieśmiało wołała kelnera! Nie czując siły słów w obcym języku, naprawdę trudno je prawidłowo wykorzystać : )

Zmieniam się, rozwijam i poznaję samą siebie. Wyjazd dał mi niesamowitego kopa, gdyż każdy dzień jest bardzo ekscytujący i trudniejszy niż w Polsce. Wyjście poza strefę komfortu okazało się być doskonałym krokiem.

Powoli znika Patrycja, gdyż tutaj nikt prócz mojej mołdawskiej przyjaciółki Eugenii, nie potrafi wypowiedzieć mojego imienia poprawnie. Teraz częściej jestem Patrrriszją, z głębokim francuskim „r”. Jest fajnie!

Zdjęcia: kokopelia.pl