La Ferme de la Condamine w St André de Rosans

Po paru godzinach marszu szlakiem i zdobyciu himalajskiej kładki, musiałam wracać na stary camping po auto. Zanim odjechałam, przybiłam piąteczkę z facetem, który zagroził mi spuszczeniem powietrza w kole, jeśli nie zdecyduje się pójść i zobaczyć ich lokalnej atrakcji. Napełniłam butelki z wodą, ostatnie mycie zębów i w drogę!

 

Processed with Snapseed.

 

Pogoda zaczęła się zmieniać. Ze słonecznego, dusznego poranka nie zostało już nic, niebo nabrało mlecznego koloru, światło do zdjęć było więc fatalne. Właściwie cieszyłam się z tego, ponieważ miałam już dość samej siebie. Jeśli lubisz podróżować samotnie i kochasz utrwalać wszystko na zdjęciach, doskonale znasz ten rytuał. Szybkie spojrzenie w lusterko, kierunkowskaz, ostre hamowanie, ręczny, awaryjne, pasy, aparat. Pif paf zrobione zdjęcie. Podróżowanie w pojedynkę jest pod tym względem trudne. Bo jak tu się zatrzymać wszędzie, gdzie akurat czeka na nas piękny widoczek? A tak, stara droga wiodąca na południe wiła się między kolejnymi szczytami a ja bez żalu pędziłam dalej.
Sisteron, przeklęty Sisteron. Ciągle tak daleko a tu zmęczenie z wczoraj odbija się echem, chce mi się spać, prognoza pogody zapowiada ulewne deszcze i zimną noc. Jeśli tę noc też zawalę, braknie mi czasu na „otrzeźwienie” do soboty. Walka w głowie trwa, jednak już szukam parkingu, gdzie mogę się zatrzymać i modlę się, aby free mobile miało gdzieś w Serres swoją antenę.

 

Saint Andre de Rosans

 

Processed with Snapseed.

Miasteczko Saint Andre de Rosans. Ruiny, merostwo, maleńki ryneczek.

Poszukiwanie hotelu na booking.com trwa wieki. Nie mam ochoty wyskoczyć ze 100E na ładny hotel, ale jak już mam płacić, to niech to chociaż będzie coś ładnego, albo po drodze, albo blisko. Po 40 minutach szukania znajduję jakąś farmę po drugiej stronie masywu. Z Serres uciekam więc do Saint Andre i jadę przez pola, lasy, a nawigacja bez wahania prowadzi mnie przez wiejskie,. wąskie drogi.

 

Processed with Snapseed.

 

W samym Saint Andre zatrzymuje się na maleńkim rynku i zaczepiam starszych francuzów, którzy spędzają późne popołudnie na grze w pentanque. Pytam o drogę, pytam o farmę na której planowałam spędzić tę noc. Jak zwykle widzę lekkie zawahanie na twarzy, jestem przygotowana na pytanie o akcent. Starsza siwa Pani, trzymająca dwie metalowe kule w dłoni, przygląda mi się ciekawsko i zadaje najdziwniejsze pytanie „Skąd te niebieskie oczy?”. Nie czekając na moją odpowiedź, Pani wychyla się za moje ramię, szybkim spojrzeniem ogarnia moje tablice rejestracyjne i sama kończy zdanie: „No przecież nie z Bourg en Bresse!”. Odpowiadam krótko, że mam słowiańskie korzenie, jednak Pani nie ustępuje, chce wiedzieć więcej. Jestem z Polski, na co Pani podnosi wysoko brwi i ze wzruszeniem w głosie mówi „Kocham Cię Marysiu”. Zaskoczona, przyglądam jej się niepewnie, a na pomarszczonej twarzy starszej Pani przelewa się burza wspomnień i emocji. Pozwalam sobie zapytać, czy wie co to znaczy. Gęsto mrugając, opowiada mi, że jej pierwszą miłością był Janek, czy jak go tutaj nazywali Jean, i tak często jej to mówił, że zapamiętała. „Człowiek zapomina powodów dla których odchodzi od osób, które kocha, nie zapomina jednak takich szczegółów, takich słówek, detali”. Starsza Pani pokręciła głową i widziałam, że odpłynęła gdzieś daleko, gdzie zawiodło ją te kilka słów w moim języku. Rozmowa ucina się nagle, gdy reszta Francuzów woła entuzjastycznie jej imie. To jej kolej, macha wolną ręką, życzy miłego wieczoru i odchodzi grać dalej.
Zamyślona wracam do auta i przemykam coraz to węższymi drogami przecinającymi pola. Po kolejnych 5 minutach docieram do jej końca, do kamiennego pięknego domu, w którym dzisiaj mam spędzić noc.

 

Processed with Snapseed.

 

 

 

La Ferme de la Condamine

 

 

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

 

W domu Saleema i Esme

Pracując przez ponad 5 lat dla Domosfery, natknęłam się na wiele historii ludzi, którzy postanowili porzucić karierę i życie w mieście, sprzedawali swoje domy i wyprowadzali się na wieś, by w spokoju wychować dzieci, zająć się rękodziełem lub uprawą ziemi. Co niesamowite, taką parę udaje mi się spotkać po kilku latach, podczas mojej wyprawy na południe. Ona, blada Brytyjka, on wesoły Algierczyk, mówiący z zabawnym brytyjskim akcentem. Jak dowiaduję się potem, sprzedali oni swój wiktoriański domek w Oxfordzie i parę lat temu kupili ten kamienny dom oraz kilka hektarów ziemi dookoła. Esme zajmuje się domem i hotelem oraz wychowuje ich synka. Saleem remontuje dom, ściana po ścianie uzupełnia piaskowe fugi, instaluje drewniane okna wykonane przez lokalnego stolarza na zamówienie, łata, klei i naprawia. Resztę dnia spędza w polu, gdzie uprawia własne ziemniaki, pomidory, dynie… Ich dom jest tak niesamowicie piękny, że już po otwarciu drzwi do mojego pokoju, oglądam się przez ramię i z uśmiechem pełnym wdzięczności, dziękuję że takie miejsca istnieją.

 

Processed with Snapseed.

 

la_ferme_de_la_condamine_st_andre_de_rosans_kokopelia_m-2

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

la_ferme_de_la_condamine_st_andre_de_rosans_kokopelia_m-5
Kamień na podłodze i ścianach, wymurowane i bielone ściany łóżka, siedziska, pólki. Zaokrąglone kąty i rogi, wszystko wypracowane dłonią człowieka, wygładzone, dopieszczone. Całość zmiękczona jasnobeżowymi kolorami, długimi lnianymi zasłonami, lekkimi kloszami papierowych lamp. Wszystko pasuje do subtelnego obrazu południa, to melanż greckiej bieli, włoskiego kamienia, prostoty i czaru budowanych tam domów. Taka perełka na końcu świata.

Zaszywam się w tym kamiennym raju. Po kilku nocach przespanych w wilgotnym namiocie, dostaję małżeńskie łoże. Pachnie kamieniem, drewnianym stropem, świeżą pościelą. Po zachodzie słońca słyszę nocne ptaki, kornika zjadającego strop oraz spokojny głos Esme, która bawi się z ich synkiem. Jest magicznie. Już wiem, że tutaj wrócę, że odwiedzę ich kolejny raz.

 

 

Śniadanie

 

 

Processed with Snapseed.

 

Rano wychodzę do ogrodu w piżamie, wszędzie jeszcze widzę echo nocnej ulewy i silnego wiatru. Po jednej stronie widzę wysokie wzgórza i groźne, szaro granatowe chmury, nad doliną, na prawo,  wstaje ostre poranne słońce. Zaczynam coraz lepiej rozumieć Esme i Saleema- życie na końcu świata ma swoje olbrzymie zalety.

Saleem czeka na mnie w kuchni. Podpytuje o moje zachcianki potem gwiżdżąc pod nosem, chowa się za zasłonką i zajmuje się moim śniadaniem. Ich jadalnia wygląda jak doskonały mariaż winnej cave  i sankruarium. Kamienne, brzuchate ściany wspaniale załamują światło arabskich lamp ustawionych tu i tam. Mój stolik znajduje się przy oknie, przez które zuchwale zaglądają pędy starego winogrona. Saleem wraca po chwili z tacą. Typowe francuskie śniadanie uzupełnione angielską porcelaną i słodkim naparem z mięty podanym w arabskim imbryczku. Zajadam swojego pain au chocolat  z konfiturą a w tle słyszę cichą, arabską muzykę. Pierwszy raz mi ona nie przeszkadza, pierwszy raz stanowi dla mnie urocze dopełnienie charakteru domu, w którym jestem przecież tylko gościem.

 

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

 

Saleem jest uroczym człowiekiem. Wraca do jadalni pod pretekstem dolania mi herbaty, jednak w efekcie zaczynamy dyskutować o kornikach, naprawach, stolarzach, lokalnym hudrauliku, pchlich targach, uprawach, meblach… Moje śniadanie przedłuża się do pierwszej popołudniu. Najchętniej zostałabym kolejną noc, ubrałabym dresik i pomogłabym mu w polu. Nie ma nic bardziej fascynującego niż opowieści i historie związane z renowacją starego domu!

 

 

 

Noc w cygańskim powozie

 

Processed with Snapseed.

 

Ruszyłam zaledwie 100 m od domu Esme i Saleema i ponownie zatrzymałam auto. W polach dostrzegłam coś w rodzaju cygańskiego powozu.. Zostawiłam auto na chodzie i ruszyłam przez łąki, aby przyjrzeć mu się bliżej. Jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że kabina jest w doskonałym stanie! W środku znalazłam szerokie łóżko nakryte kwiecistą pościelą. Noc w takim wozie, w polach, wysoko w górach… Mmmm… Chyba już wiem, gdzie spędzę swoje kolejne urodziny! ; )

 

 

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

Processed with Snapseed.

 

 

 

 

Za nocleg w trzyosobowym pokoju zapłaciłam 55E, w cenie miałam też śniadanie na bogato. Jeśli kiedykolwiek będziecie w okolicy… musicie odwiedzić Esme i Saleema w La Ferme de la Condamine. Pozostawiam poniżej link do ich własnej strony oraz oferty na Booking.com

Fermedelacondamine.fr