Mieszkanie w Lyonie
Moja opowieść o podróży do Francji urwała się w pewnym momencie, wiem. Ochota na opisywanie walki z tym miastem odpłynęła,...
Okej, mieszkam tu już 16 miesięcy, wiec wiem co nieco o różnych zakamarkach tego miasta :) Na pierwszy rzut pójdzie parę cennych informacji nt… komunikacji miejskiej w Lyonie oraz fotograficznych projekt Francuza, którego będę miała okazję wkrótce poznać.
Co ciekawego możecie się dowiedzieć ode mnie z tego wpisu? O plusach i minusach tego systemu, o siusiających autobusach i numerze do Tatiany. Zapraszam!
1. Brak wentylacji. Tak. W mieście, w którym w lecie mózg gotuje się w czaszce, w komunikacji miejskiej nie ma wentylacji. I jest to rzecz upierdliwa przez cały rok. W wakcje, kiedy temperatura osiąga 35 stopni, w autobusach, tramwajach czy metrze, odczuwalna temperatura jest o około 10 stopni wyższa.
Poza sezonem, wystarczy lekki deszcz czy mżawka, a wszystkie okna pokrywa para, w środku jest tak wilgotno, że można zwariować.
Nie, żaden genialny inżynier nie wpadł na pomysł, żeby w autobusie można było otworzyć okno. „Nie, absolutnie, w końcu autobusy są klimatyzowane”. Roztapiasz się, pływasz i krztusisz się stęchła wonią autobusowego mikroklimatu. W klapkach, w trampkach czy kozakach- zawsze.
2. Wyjścia z metra są ekstremalnie wąskie. Na początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego ktoś pozwolił, by schody miały tak małą przepustowość. To przecież niebezpieczne, ludzie i tak się tutaj popychają a nie chcę myśleć, co by się działo w przypadku pożaru.
Aby dopytać o to, wybrałam się do moich znajomych. Ci wyjaśnili, że wyjścia z metra są tak wąskie, aby… kontrolerzy mogli sprawdzić WSZYSTKIM bilety.
3. Kontrole. To jedna z tych rzeczy, którą bardzo lubię we Francji. Tutaj bowiem, kontrolerzy to mili, weseli panowie. Do autobusu czy tramwaju wkracza cała ekipa, minimum czworo umundurowanych Panów. Sprawnie sprawdzają bilety i kiedy spotykają pasażera na gapę, grzecznie siadają obok i wypisują mandat. Mandat można opłacić na miejscu, gdyż urządzenie do sprawdzania biletów ma wbudowany terminal. Bez krzyków, krytycznych spojrzeń, zbędnych komentarzy. Panowie działają niesamowicie profesjonalnie.
Zdarzają się też kontrole incognito, kiedy to nagle dosiada się do Ciebie jakiś Pan i z plecaka, który trzyma na kolanach, wysuwa swoją służbową legitkę i bardzo cichym głosem prosi o bilet. Kiedyś byłam świadkiem takiej kontroli, kiedy to Pan wybrał tylko 2 osoby w przedziale i uwierzcie mi, kopara opada. Facet od razu złapał dwie osoby jadące na gapę pomimo, że wsiadł po nich, więc nie widział, czy skasowały bilet. Przypadek? Nie sądzę :)
4. Przygotuj się na to, że autobus może Cię obsiusiać. Nie, nie żeby Pan kierowca celowo wjeżdżał w kałuże, chlapiąc tym samym przechodniów, nigdy w życiu. Nie w tym rzecz. Chodzi o instalacje klimatyzacji (mityczne urządzenie), które często przeciekają w końcowej części autobusów. Siedzisz, wyglądasz przez okno, jest piękna pogoda czy pada deszcz, anyway. Spodziewaj się, że nagle wyleje się na Ciebie pół szklanki wody z sufitu autobusu. Niepozornie, ot tak nagle.
Przeżyłam to, autobus obsiusiał mi bluzke i spódnice, tuż przed ważnym spotkaniem. Nie ma reguły, czasem po prostu instalacja cieknie i nikt nic z tym nie robi, a po kierowcy skargi „spływają”.
5. Na każdej stacji metra czekają na Ciebie windy. Kto kiedykolwiek zawitał do stolicy tego kraju wie, że na większości paryskich stacji nie ma takiego luksusu. Bujanie się po Paryżu z walizką jest koszmarem i doprawdy nie wiem, jak Paryżanki radzą sobie z wózkami dla dzieci albo jak z komunikacji miejskiej korzystają niepełnosprawni. Tutaj, w Lyonie jest elegancko, na każdej stancji, do której zawiodło mnie studencko-turystyczne życie była winda.
6. Kiedy stężenie zanieczyszczeń w powietrzu przekracza bezpieczną normę, komunikacja miejska w Lyonie jest za darmo. Chodzi o to, żeby zachęcić Francuzów do korzystania z komunikacji miejskiej a nie z samochodów.
W tych dniach na autobusach wyświetlają się komunikat lub za szybą znajduje się wielka kartka. Cudowna akcja, świetny pomysł. Kraków- wstydź się!
7. Rowery. To one są najbardziej ekologicznym rozwiązaniem w mieście. To własnie w Lyonie powstał pierwszy system miejskich rowerów (co stanowi podstawę wielu konfliktów ze stolicą, która przywłaszczyła sobie ten pomysł oraz pionierstwo).
W mieście jest kilkaset stacji z rowerami, gdzie możesz zgarnąć bądź odstawić swój rower. Opłata roczna dla studentów jest śmiesznie niska, gdyż wynosi zaledwie 15 jurków. Konto można połączyć ze swoją kartą miejską, więc dodatkowy plastik jest zbędny.
Cudowna sprawa, ja jestem mocno zvelowana.
Co ciekawe, między Lyończykami występuje swego rodzaju rowerowa komunikacja. Jeśli na stacji z miejskimi rowerami widzisz, że jakiś rower ma na przekręcone w tył siodełko, oznacza to, że rower nie jest widoczny w systemie. Albo on nie działa i czeka na serwis, albo słupek, w który wpinamy rower nie działa.
8. Lyońskie stacje metra zostały ostatnio potraktowane bardzo dosłownie. Ich nazwy posłużyły jako inspiracja do zabawnych, swobodnych skojarzeń w projekcie fotograficznym Gone Underground. Wszystkie te fotografie zostały wykonane przez artystę Francoisa Sola.
I tak między innymi:
Na stacji Sans Souci (beztrosko, bez zmartwień) pojawia się Hakuna Matata
Na Jean Macé, Janek jest masowany…
St Just zostaje wykorzystane przez nowożeńców.
A na Perrache, które jest lyońską stacją „czerwonych latarni”, znajdziemy numer do Tatiany…
Wiem, że to dziwny i niecodzienny pomysł, że na blogu wnętrzarskim może nikt by się tego nie spodziewał. Ale jak widzicie, blog się zmienia, więc zamierzam, coraz bardzie eksperymentować.
Dajcie znać, czy podobają Wam się takie krótkie, tematyczne relacje z Francji :)